"Rabusie fistaszków"
Już na wstępie "Rabusiów fistaszków" widać, z jak różnymi filmowymi tradycjami twórcy animacji zamierzają flirtować. Czołówka przywodzi na myśl produkcje o Bondzie, Świętym i Różowej Panterze, sposób przedstawiania bohaterów nawiązuje do stylu Guya Ritchiego, intryga przypomina momentami "Mission Impossible", a główna postać – wiewiór Franek – nosi się jak Humphrey Bogart z noirowych dreszczowców. Szkoda tylko, że ta różnorodność nie służy do zabawy z widzem; autorzy wykorzystują miszmasz motywów do zamaskowania braku scenariusza. Ale niestety im się to nie udaje. Po ucieczce z zakładu zoologicznego o zaostrzonym rygorze Frank dowiaduje się, że pod jego nieobecność ludzie doszczętnie ograbili jego miasteczko z żołędzi. W obliczu śmierci głodowej bohater postanawia odzyskać pożywienie. Wspólnie z zaprzyjaźnionymi zwierzętami: żabą, nietoperzem, wężem, szczurem, pangolinami, jeżozwierzem i wiewiórkami przeprowadza atak na siedzibę zawinionego koncernu.